*Joy*

-Zostawcie go!-zakrzyczałam
-Joy?-zapytał cicho osłabiony Jerome
-Załatwimy laleczkę i po sprawie
W tej chwili zaczęłam żałować że wyskoczyłam zza tego drzewa
-Uciekaj!-krzyczał Jerome
-Cii...ktoś tu idzie-powiedział jeden z tych okropnych ludzi
-Uciekajmy!!-powiedział drugi i po chwili znikli gdzieś w krzakach.
Ale mieliśmy szczęście.Okazało się że to tylko jakiś zając czy coś a nie ktoś.Uklękłam przy Jeromie aby sprawdzić czy nic mu nie jest.Chłopak miał posiniaczone plecy a z nadgarstków lała mu się krew.
-Jerome?Co to było!?
-Po co tu przylazłaś?
-Odpowiedź na moje pytanie!
-Nic..sprzeczka ze znajomymi
-Taa...fajnych masz znajomych-powiedziałam z ironią w głosie
Chłopak rzucił mi chłodne spojrzenie
-Przez ciebie mogło mi się coś stać!
-A kazałem ci tu przychodzić!?A zresztą...jak zawsze myślisz tylko o sobie!
-Jaa!?Gdybym myślała o sobie to bym stąd poszła lub patrzyłabym jak cierpisz bo cię nienawidzę a nie zawracała sobie tobą głowę.Ty jesteś ,,pan kłopoty" i jak zawsze nikomu nie powiedziałeś o tych sprawach.Nawet Marze-swojej dziewczynie!Narobiłeś sobie znowu problemów!Następnym razem weź sobie nóż,strzelbę,załóż pancerz,jakiś kask i dopiero wtedy idź się z nimi spotkaj.Bo przecież cię zabiją!
-Idź stąd!-krzyknął
-Nie jestem psem!Gadaj lepiej o co chodzi!
-Nie zamierzam ci o niczym mówić!
-Gadaj!
-A jak nie to co?
-To pójdę do Sweeta i o wszystkim mu powiem
-Idiotka...
Popatrzyłam się na niego z nienawiścią i spojrzałam na niebo.Przez chwilę była cisza.
-Przepraszam.Nie chciałem tego powiedzieć-powiedział bez żadnej ironii w głosie
-Ja też..
-To powiesz?-zapytałam spokojnie
-No dobra...
Jest i drugi.Proszę o komentarze <3